piątek, 27 października 2017

?


Ciemno 
w środku, za oknem

słońce już zaszło
nie zauważył

Migoczące światła przecinają czerń nieba i potrzeba kilku długich sekund, żeby zorientować się, że ogląda się za samolotem, w zrozumieniu tego pomaga mu hałas, który po chwili przerywa ciszę. Nie jest w stanie określić, od jak długiego czasu tak leży. Kilkanaście minut? Kilka godzin? A może dni? 
Zasnął? Był świadomy? Jeśli tak, to o czym myślał przez cały ten czas? Nie można przecież myśleć o niczym, tak zupełnie.

ciało zesztywniało, niewygodne
mrowienie w stopach
palce dłoni czują
powoli

Musiał leżeć tak od dłuższego czasu, tak. Zegar? Mógłby spojrzeć na zegar, ale właściwie dlaczego miałby to robić? W czym miałoby mu to pomóc? Przecież i tak by to niczego nie zmieniło. Nadal czułby to samo odrętwienie, ten sam ból głowy, to samo otępienie. 

Podnosi się, z jękiem. Oczy przyzwyczajają się do ciemności na tyle, że jest w stanie znaleźć butelkę wody, którą musiał gdzieś tam położyć. Czy wcześniej jego oczy były zamknięte? Nie pamięta. Tego też nie uważa za szczególnie istotne. A może powinien? Może to pomogłoby mu zrozumieć, gdzie podziały się jego myśli, gdzie zapodziała się jego świadomość o ile w ogóle był przez cały ten czas świadomy. I ile tak naprawdę trwał ten czas

Woda chłodzi jego gardło. Czuje jak spływa przełykiem i ląduje w jego żołądku.
dreszcze

Wyciąga ramię przed siebie, dłoń unosi na wysokość twarzy na tyle blisko, żeby być w stanie ją zobaczyć. Powinien być w stanie ją zobaczyć. I wydaje mu się, że ją widzi, chociaż nie może być tego pewien. Ciemność skutecznie mu w tym przeszkadza, do tego wszystko wydaje się rozmazane. Jego oczy są zmęczone. Czyli jednak były otwarte? 



nieważne

Z cichym westchnieniem opada z powrotem na łóżko. Chłód poduszki przynosił chwilowe ukojenie. 
kolejny samolot

Czy wcześniej też aż tyle ich latało? Nie jest w stanie sobie tego przypomnieć, chyba nie zwracał na to uwagi. Teraz jednak słyszy wszystko i czuje wszystko. Czuje  z b y t    w i e l e.
Ciemność pomaga. Ogranicza go w pewien sposób, w pewien też otwiera na nowe. Słyszy więcej. Czuje więcej.
Czuje     z  b  y  t       w  i  e  l  e

Okno musiało być otwarte, słaby wiatr tańczy w jego włosach i schładza policzki. Uspokaja, tego potrzebował. Pozwala nawet myślom wędrować. Świadomie. Może rozejrzeć się po ciemności panującej w pokoju, może przekonywać siebie, że jest w domu, że wszystko jest na swoim miejscu. Że nawet ciemność jest na swoim miejscu, bo przecież jest noc, prawda? Prawda?
Chłód
Nie chce czuć go już dłużej. 
Wszystko w nim krzyczy chłodzie, nie!, nie, nie, n i e. Ciało odmawia. Ciepło materaca znika, nawet poduszka wydaje się wykuta z lodu. 
Dreszcze.
Łzy. Boi się, że i one zamarzną.
Za zimno

za zimno, za zimno, za zimno 
Okno nie jest otwarte.

Kolejny raz wyciąga przed siebie dłoń, próbuje wypatrzeć ją na tle sufitu. Dołącza drugą. Splata palce, napina mięśnie. Może nie będą się już tak trzęsły. Mrowienie w karku, teraz to ono przykuwa całą jego uwagę. Uwalnia dłonie. Próbuje rozmasować szyję, po chwili dziwne uczucie ustępuje. Zamyka oczy.
Jego ciało nie współpracuje. Coś w nim nie działa. Nie potrafi tego zlokalizować. Bierze bardzo głęboki wdech. Powoli wydycha powietrze. Powtarza to kilka razy, skupiając się tylko na tym. Nic innego się nie liczy. 
Skup się na oddechu. 

oddychasz
tutaj

Jego myśli próbują wyrwać się z teraźniejszości. Nie pozwala im. Nie może. Nie jest nigdzie indziej, jest tutaj. Czuje pod sobą cienki materac, czuje to, jak niewygodnie ułożył się na zwiniętym kocu. Ból. Czuje poduszkę pod głową, która jest zdecydowanie zbyt miękka, którą już dawno powinien był zastąpić nową. Nie zrobił tego. Czuje, jak marzną jego bose stopy. 
Dźwięk wiatru podmuchami uderzającego w szybę okna. Słyszy go. Ciche buczenie lodówki w kuchni, to też słyszy. 
Przede wszystkim słyszy swój oddech. Powoli. Najpierw długi wdech, później długi wydech. Śledzi go każdą częścią świadomości, to jest teraz najważniejsze. Nie może niczego przegapić, desperacko wręcz chwyta się rzeczywistości.
Jest, mimo że jeszcze wciąż tego nie czuje. Jego ciało odmawia, nie przyjmuje tego do wiadomości, ale teraz jest. Musi się do tego przyzwyczaić. Tak teraz będzie. Jest. Jest. Jest i, jeśli się postara, za jakiś czas wciąż będzie.

Otwiera oczy.

słońce już wzeszło
nie zauważył





______
zbliża się noc polarna i możliwe, że znalazłam inspirację

piątek, 7 kwietnia 2017

Ona

     - Opowiedz coś jeszcze - powiedział. Nie mógł oderwać od niej wzroku.
     W panującym w pokoju półmroku nadal był w stanie dostrzec jej uśmiech.
     - Teraz to ty możesz opowiedzieć coś mnie. - Odparła, a w jej cichym głosie słyszał zdecydowanie.
     Kiedy atmosfera stawała się inna niż zawsze, kiedy wiał silny wiatr, kiedy deszcz dudnił w okna, kiedy cały dom przeszywała mistyczna aura stwarzana przez naturę i to ona tworzyła muzykę, wtedy właśnie przychodziła. To ona siadała po turecku na jego sofie, chwytała jego zmarznięte dłonie i ogrzewała je swoimi, podnosiła wzrok i czarowała go oczami. Tego dnia były zielone i pełne głębi i mógł się założyć, że gdyby przyjrzał im się z bliska, dostrzegłby las, którego drzewa kołysały się do rytmu melodii wygrywanej przez wiatr.
     - Co takiego mógłbym mieć do zaoferowania? Nie istnieje nic, o czym mógłbym ci opowiedzieć, a czego byś już nie znała. Piszesz piękne opowieści. Słowami kreślisz obrazy, których nikt nie byłby w stanie namalować. Znasz każdy detal każdej z historii. Proszę, opowiedz coś jeszcze.
     - Teraz twoja kolej - wyszeptała, a kiedy już otwierał usta, aby zaprzeczyć, uniosła palec wskazujący i przyłożyła do jego warg. - Nie denerwuj się - dodała.
     Na długą chwilę w pomieszczeniu zapadła głęboka cisza, przerywana tylko świstami podmuchów wiatru. Zieleń jej oczu zdawała się kołysać razem z gałęziami drzew za oknem, które w tamtym momencie wystukiwały nieregularny rytm o szybę okna. Mimo jednak, że był nieregularny, nie można było powiedzieć, że nie był harmonijny - wręcz przeciwnie. 
     - Mów do mnie - kontynuowała cicho, jakby nie chciała zagłuszać rytmu, jakby chciała, żeby to on mu pomógł w stworzeniu czegoś nowego, czegoś pięknego. - Opowiedz szeptem, o czym myślisz. Albo nie. Nie mów, nie wypowiadaj ani jednego słowa. Pozwól mi posłuchać historii twojego serca. Pozwól mi usłyszeć historię krwi, która była w każdym, najmniejszym nawet, zakątku twojego ciała, niech to ona mówi. Kiedy krąży i spływa na dół aż do opuszek twoich palców, które teraz dotykają moich, kiedy wraca z powrotem do serca i zabiera ze sobą wspomnienia o tym kontakcie. Czy z każdym kolejnym uderzeniem serca zapomina o tym, co działo się podczas poprzedniego?
     Cisza trwała wciąż, a on trwał w niej.
     - Pozwól mi usłyszeć historię twoich oczu. Daj mi ją zobaczyć. Twoje oczy, och, twoje oczy! 
     Nie wiedział, co takiego mogła w nich zobaczyć, ale z jakiegoś powodu był pewien, że nie mogło się to w najmniejszym stopniu równać z tym, co on widział w jej zieleni. Nie znał jednak słów, które w wystarczającym stopniu oddałyby gęstość gałęzi porośniętych liśćmi czy ich kolor. Nie wiedział, w jaki sposób ubrać w słowa swoje przypuszczenia, że jej las żyje, mimo że ciemny, niemal mroczny, kolor nie potwierdzał tej idei. Z czasem wątpił też w to, że las tańczył, próbował sobie wmówić, że to wiatr szarpie koronami drzew i robi to z premedytacją w taki sposób, aby go zmylić. Koniec końców jednak to się nie udawało, a on chciał opowiedzieć o każdym pojedynczym liściu, chciał poznać kroki ich tańca na wietrze. Oddałby wszystko, aby tylko być w stanie opisać promienie wiosennego słońca, które przebłyskiwały gdzieniegdzie i sprawiały, że zieleń przybierała cieplejszy odcień, jakby miejscami mieniła się złotem. Na koniec pewnie dodałby, że wydawało mu się, że nie tylko światło słoneczne było przyczyną tej zmiany.
     Znalazł swoją opowieść.



_____

Wróciłam po przerwie z prawdopodobnie najkrótszym opowiadaniem kiedykolwiek, ale od czegoś trzeba zacząć po 14 (?) miesiącach. Bardzo się podekscytowałam, kiedy to pisałam, ale to nie znaczy, że to, co napisałam jest w jakimkolwiek stopniu dobre.
Powroty są ciężkie, ale miłe.

niedziela, 14 lutego 2016

And the stars were the only ones to witness

Wiatr przegnał chmury i naszym oczom ukazały się gwiazdy.
Tysiące, tysiące tysięcy gwiazd.
I żadna nie mogła równać się z tymi w jego oczach.
Zmierzwione włosy, twarz jakby z kamienia, zaciśnięte szczęki, wyraźnie rysujące się kości policzkowe. Silne ramiona oparte na parapecie szerokiego okna, przez które wyglądaliśmy w niebo.
Prócz gwiazd świecących miliony, miliony milionów, miliardy kilometrów od nas, wszędzie wokoło panowała ciemność. Pulsowała. Żyła razem z nami. Zdołała pochłonąć już cały pokój - z wyjątkiem jego sylwetki, rozświetlonej gwizdami i światłem odbijanym przez samotny księżyc. Pochłonęła cały pokój - z wyjątkiem mnie, wciąż istniejącej dzięki blaskowi jaśniejszemu od wszystkich gwiazd, który iskrzył się w jego oczach.
Oczach, które zwróciły się w moją stronę i rozbłysły jeszcze bardziej. Uśmiech, który zapierał dech. Nim przez moją świadomość przetoczyła się chociaż jedna myśl, poczułam też dotyk, parzący jak samo słońce.
Jego dłoń dotknęła najpierw moich palców, delikatnie, jakby zostały muśnięte przez wiatr. Później przeciągnął palcami w górę od mojego nadgarstka aż po ramię, a za dotykiem podążała fala ciepła, jakby temperatura krwi płynącej w moim ciele wzrosła. Nie odrywając wzroku od swojej dłoni z lekko rozchylonymi wargami zakończył ruch pod moimi obojczykami. Wtedy znów spojrzał wprost na mnie.
A moja krew wrzała.

Wiatr przegnał chmury, a naszym oczom ukazały się gwiazdy.
Ciche pomieszczenie co chwila wypełniało się echem jego świstu.
- Tylko wiatr, i gwiazdy, i morze, tylko one znają sekrety, które zakopaliśmy na dnie pamięci. Czasem zastanawiam się, czy gdy dobrze się przysłucham, usłyszę szept, który opowie mi historie, o których nie myśli już nikt – powiedziałam.
Ujął moje dłonie i przyciągnął bliżej do siebie.
- Ale wiatr dotrzymuje obietnic  – dodałam.
Przyłożył moje chłodne dłonie do swojej piersi tak, że mogłam wyczuć bicie jego serca.
- Może i ono skrywa tajemnice, o których ty już dawno zapomniałeś.
Ledwie widoczny uśmiech pojawił się na jego ustach, ale zaraz potem zniknął. Równie dobrze mogło mi się tylko wydawać, że go widziałam. Wyraz jego twarzy był nieodgadniony. 
Często zastanawiało mnie, jak wyglądają oczy opisywane jako puste. Jego oczy nigdy takie nie były. Jego oczy zawsze wydawały się pełne – pełne myśli, pełne zdziwienia, pełne miłości. W tamtym momencie były przepełnione, sprawiały wrażenie wręcz zmęczonych.
- Jakie sekrety tak bardzo męczą twoje serce? Co próbujesz schować w głębi oczu?
Gdzieś w szczelinach między ścianami zaświszczał wiatr, chętny do przejęcia i tego ciężaru. Może chciał opowiedzieć o tym gwiazdom, może już niecierpliwiły się tam, w oddali.
Nie odpowiedział.

Wiatr przegnał chmury, a naszym oczom ukazały się gwiazdy.
Noc była dość chłodna, ale nie przykładałam do tego większej uwagi. Wszystkim, na czym się skupiałam, był on. 
Ale on nic nie mówił. 
Trzymał moją dłoń i patrzył w górę, na rozpostarte nad nami niebo.
- Twoje oczy pulsują tak, jak pulsuje czerń nocnego nieba – wyszeptał.
Czułam, jak szybko biło wtedy moje serce i bałam się, że za moment ze mnie wyskoczy, wybije się i wzbije pomiędzy gwiazdy. Wzięłam głęboki wdech, by spróbować się uspokoić, ale raz poruszone serce, nigdy nie wracało do stanu początkowego tak szybko.
Przeniósł wzrok na mnie. Pod ciężarem jego spojrzenia zadrżałam, chociaż nie byłam do końca pewna dlaczego. Wydawał się być tak bardzo odległy. Tęczówki jego oczu stały się ciemniejsze, jakby wszystkie gwiazdy jego oczu zgasły.
Chmury przypływały i odpływały, niebo wydawało się być w nieustannym ruchu. Gwiazdy migotały, pojawiały się i znikały.
Przyciągnął mnie do siebie i objął ramionami. Pocałował, a miękkość jego ust parzyła moje wargi. Po chwili poczułam pod sobą twardą ziemię i gryzące źdźbła trawy na odkrytej skórze.
Świadkami naszej miłości były tylko gwiazdy.



________
Stwierdziłam, że wspaniale będzie wejść w kolejny rok życia z czymś nowym na blogu. Najlepiej z czymś nowym, co będzie jeszcze do tego dobre. Wyszło mi bardzo krótko, ale i tak jestem z siebie dumna. Cały zeszły tydzień zapisywałam jakieś bzdury i teraz musiałam to zlepić w jedno coś
JESTEM BEZNADZIEJNA W TYTUŁACH.

wtorek, 10 listopada 2015

Il vento



                Miękkość ust i głębia oczu.
                Taniec naszych ciał i pieśń naszych dusz.
                Ten jeden wieczór, jeden magiczny, przepełniony zaskakującą tajemnicą wieczór, był wart tysięcy innych – załzawionych i zapomnianych.
                Przytłumione przez mgłę światło okolicznych latarni, pusta droga, kilka suchych, prawie bezlistnych, drzew. Ty i ja.
                Nic więcej.
                Natura nam sprzyjała, postarała się o bardzo intymną atmosferę. Szelest ostatnich liści opadających na wilgotną ziemię kamuflował nasze szepty. Cienie drzew chowały między sobą cienie naszych rąk, splecionych ze sobą jak gałęzie bluszczu. Zapach mokrej od deszczu trawy koił, ale jednocześnie wzmagał uczucie dziwnej mistyki całej sytuacji.
                Byliśmy częścią zaczarowanego lasu w betonowej dżungli nadmorskiego miasta. Czuliśmy się niewidoczni dla przechodniów, którzy i tak nie mieli zamiaru zwracać na nas uwagi.
                Nie było muzyki, sami ją tworzyliśmy. Komponowaliśmy nasze oddechy, często przyspieszone, często przerywane krótkimi, wyszeptywanymi pospiesznie zdaniami lub szybko urywanym śmiechem, łączyliśmy je krótkimi pocałunkami z dźwiękiem nieregularnie stawianych kroków i  ̶
                Uciekaliśmy przed światem. Mieliśmy schować się gdzieś pomiędzy nagimi drzewami, ich bezlistnymi gałęziami. Nasze płytkie oddechy wtórowały wiatrowi.
                Dosięgało nas światło pobliskich latarni. Nie mogliśmy w żaden sposób przed nim uciec, ale z czasem dostrzegłam jego zalety. Każde światło przedstawiało go w inny sposób. Każdy z nas w każdym świetle wygląda inaczej. Bo każde światło jest inne. Nasze ciała się do niego dostrajają. Sprawiają wrażenie, jakby ulegały zmianom. Każde nowe światło pozwalało mi lepiej go poznać.
                Obserwowałam wtedy, jak chłodne światło ulicznych latarni rzeźbiło jego twarz. Odbierało mu miękkość. Kości policzkowe i nos zdawały się być wyciosane z twardego kamienia. Cały jego wizerunek w tym świetle wydawał się oziębły i odległy – jakby był jedną z wielu gwiazd pośród cieni drzew, odgrywających rolę nocnego nieba.
                Wyglądał idealnie w każdym świetle, choć każde światło czyniło go innym. Najpiękniej wyglądał jednak, kiedy cała jego twarz promieniała, kiedy się uśmiechał. Uśmiech był innym źródłem światła, bo działał od wewnątrz. Był bardziej prawdziwy, bo działał od środka, działał na każdą komórkę organizmu i każdą rozświetlał.
                Promieniał.
                Promieniał cały, a jego oczy były wtedy tak bardzo wesołe. Jego uśmiech był małym słońcem, ale działał o wiele potężniej niż jakiekolwiek inne źródło światła.
                Uśmiech. Kto by pomyślał, że uśmiech mógł mieć aż taką moc. I aż takie ciepło.
                Kolejny podmuch wiatru, kolejny deszcz liści. Ogarniał nas coraz większy mrok, ale byłam w stanie dostrzec wzrok jego brązowych oczu skierowany w górę. Po chwili opuścił go nieco i zatrzymał gdzieś ponad czubkiem mojej głowy. Uśmiechnął się ponownie i wyciągnął rękę w moją stronę. Nie wiedziałam, o co chodziło, dopóki ostrożnym ruchem nie wyciągnął z moich włosów pojedynczego suchego liścia. Przypatrywał się mu w skupieniu przez moment, po czym pozwolił, by wzmagający się wiatr wyrwał go spomiędzy jego palców i porwał wysoko w górę. Śledził go wzrokiem jeszcze przez chwilę, do momentu, aż zniknął gdzieś w ciemności pomiędzy drzewami, a potem spojrzał na mnie.
                Kolejny uśmiech. Tym razem było w nim coś tajemniczego. Ujął moją dłoń i pociągnął w stronę, w którą przed momentem odleciał samotny liść.
    - Zatańcz ze mną.
      Zatańcz ze mną do muzyki wiatru.
                I objął mnie swoimi silnymi ramionami, iluminowanymi światłem przydrożnych latarni. I spojrzał na mnie oczami rozświetlonymi uśmiechem. I tańczyliśmy.



__________________
Napisałam z takiej otóż okazji, że ostatnio wchodząc na blogspota zauważyłam piękne i okrągłe 5000 wyświetleń, co zdecydowałam uczcić... czymś. Jak miło. Teraz czas się wytłumaczyć z tego, co napisałam.
Ostatnio bardzo przypadło mi do gustu takie pisanie, bo jest inne, trochę się wyróżnia i przypomina mi nieco styl bardziej poetycko-liryczny. Każdy zabieg jest przemyślany. Wydaje mi się, że wiem co robię, i w jakim kierunku z tym wszystkim zmierzam.
Wyszło krótko, bo stwierdziłam, że napiszę coś spontanicznego. Wyszło krótko, bo próbuję skupić się na innym projekcie, nad którym pracuję, o którym myślę poważnie i może coś z tego w przyszłości wyjść. Wyszło krótko, bo nie mam czasu, jako że większość mojego czasu przypada na wpadanie w depresję przez tragiczny wybór studiów, z którym teraz żyję. Mam nadzieję, że pomiędzy przerwami na płacz i sen znajdę jeszcze trochę czasu, bo stęskniłam się za tymi krótkimi (no, może nie aż tak krótkimi jak to) rzeczami i brakiem zobowiązań przy ich pisaniu. Polecam piosenkę na początku, wpadłam na nią przypadkiem na yt i pasowała.
Obowiązkowe pozdrowienia dla inspiracji.