Czasem jest tak, że człowiek ma po prostu dość wszystkiego. Dość
krzyczącego szefa, który jest niezadowolony z kolejnego artykułu, mimo że
spędziło się nad nim cały dzień. Dość rodziców, którzy ciągle uważają, że
jesteś małym dzieckiem, które nie jest w stanie zabezpieczyć się na przyszłość.
Dość całej rodziny, która przygląda się twoim poczynaniom z pobłażaniem, bo
uważa, że twoja praca to tak naprawdę nic poważnego i na końcu i tak skończysz
bezrobotny. Dość tych samych uśmiechniętych ludzi, których codziennie mijasz na
ulicach, bo jakim prawem to oni są szczęśliwi, a ty ciągle nie możesz znaleźć
ukojenia. W końcu masz dosyć także wszystkiego innego, nie ważne jak absurdalnie
by to brzmiało – zmieniasz nawet piekarnię, bo masz dość tego samego pieczywa
na śniadanie. Wreszcie przeszkadza ci dosłownie wszystko i powoli przestajesz
wierzyć, że to kiedykolwiek się poprawi. Zaczynasz zamykać się w sobie, spędzać
więcej czasu w domu, bo nie masz ochoty spotykać się z ludźmi, którzy tylko
zniszczyliby ci dzień. Jesteś na granicy wytrzymałości, aż dochodzisz do
wniosku, że jeśli się nie opanujesz i nie weźmiesz w garść, nawet się nie
zorientujesz, kiedy w tym domu pod tym kocem minie ci całe życie.
Tylko co takiego można w tym stanie zrobić? Przecież nie
masz ochoty na nic, w sumie musisz się zmuszać do tego, żeby myśleć o tym, by
coś w sobie zmienić. Ale przecież to nie ty masz problem, to cały świat ma
problem z tobą – to oni powinni się zmienić.
To oni powinni się zmienić.
To oni powinni się
zmienić.
Ale nikt przecież nie zabroni ci nieco pomóc im się zmienić.
Kiedy odczuwasz zbyt wiele stresu związanego z pracą,
najczęściej po prostu bierzesz urlop i robisz sobie wakacje, aby odpocząć i
wrócić z nowymi siłami i nową motywacją. Zabierasz rodzinę i jeśli masz
pieniądze, lecicie do jakiegoś egzotycznego kraju i wygrzewacie się przez dwa
tygodnie na plaży, sącząc kolorowe drinki z parasolką i nie myśląc o tym, co
będzie po powrocie. Jeśli sytuacja finansowa nie jest najlepsza – sprawdzacie
stan konta i okazuje się, że jeśli bardzo się postaracie, dacie radę zatrzymać
się na jakiś czas u szwagra nad morzem i tam naładujecie akumulatory.
A kiedy odczuwasz zbyt wiele negatywnych emocji związanych z
absolutnie wszystkim, co dzieje się wokół ciebie? Kiedy nie czujesz, że masz
kogoś bliskiego, kiedy nic w twoim życiu nie jest pozytywne?
Samobójstwo? Samobójstwo nie było czymś dla niej. Mimo
absolutnego przytłoczenia przez każdy aspekt jej życia nadal uważała, że
zakończenie tegoż życia nie było w jej stylu. To było tchórzliwe, bo przecież było
ucieczką od życia, nie od problemów. A ona nie miała ochoty uciekać od życia,
tylko chciała zacząć żyć na nowo. Gdzieś indziej.
I dlatego właśnie była w tamtym momencie tam, gdzie była.
Jasnowłosa kobieta zasunęła za sobą drzwi przedziału, w
którym się znalazła. Zawsze mogła wybrać samolot, który ponoć był o wiele
bardziej bezpiecznym środkiem transportu, ale niemal natychmiast zdecydowała
się na pociąg. Samolot był zbyt szybki, nawet nie zorientowałaby się, kiedy
cała podróż dawno by minęła. A ona chciała czuć. Chciała poczuć każdy kolejny
przebyty kilometr, który oddalał ją od starego życia i przybliżał do tego
całkiem nowego i lepszego, które gdzieś tam na nią czekało.
Rzym był dla niej zbyt głośny i zbyt tłoczny.
Skomercjalizowany. W końcu był stolicą jej włoskiej ojczyzny. Pamiętała, jak
kiedyś dziękowała Bogu za to, że dał jej się urodzić w tym mieście – przecież
było piękne, stare, z cudowną architekturą i historią. Z czasem jednak doszła
do wniosku, że Rzym przestał być dla Rzymian, a zaczął być dla turystów i
pielgrzymek, które falami napierały na bramy miasta. I w końcu, kiedy nawet jej
rodzinne miasto zaczęło ją dołować, stwierdziła, że był to najwyższy czas na
zmiany.
Zajęła miejsce przy oknie, by móc obserwować, jak jej
szczęście zbliża się do niej po szynach. Wiedziała, że podróż na północ Włoch
nie będzie ani krótka, ani przyjemna, ale właśnie tego po niej oczekiwała.
Chciała wysiąść w Trento z obolałymi kośćmi i stawami do wymiany, bo chciała
poczuć, jak jej życie się zmienia – jak z odejściem bólu związanego z długą
podróżą odchodzi też jej stare życie, które także obficie zaopatrywało ją w
ból.
Zaraz po niej do przedziału wbiegł około dwuletni chłopiec,
ciągnąc swoją mamę za rękę i wysoki mężczyzna o ciemnych włosach i kilkudniowym
zaroście. Oczywistym było, że przyszli razem. Dopiero później, kiedy matka z
dzieckiem zajęli miejsca przy samych drzwiach, a brunet usiadł na przeciwko
niej, doszła do wniosku, że jednak się myliła. Ale czemu mieli ją obchodzić
inni ludzie, kiedy ona właśnie zmieniała swoje życie?
Sięgnęła do torby, którą wcześniej ułożyła przy swoich
nogach i wyciągnęła z niej pierwszą z kilku książek, które ze sobą zabrała. Powoli
otworzyła ją na pierwszej stronie i zaczęła czytać. Nie spieszyła się, bo
wiedziała, że od tej chwili już nikt jej nie gonił. Była wolna. Wolna, chociaż
całkiem sama – ale czy nie była to odpowiednia cena?
Nie wzięła ze sobą dużo bagażu. Zapakowała się w starą
walizkę i torbę. Zabrała trochę ubrań, przecież potem, kiedy w nowym miejscu
znajdzie nową pracę, dokupi sobie więcej. Do odzieży dopakowała tyle książek,
ile dała radę zmieścić, zabrała wszystkie oszczędności, których, całe
szczęście, udało jej się sporo zebrać i nie musiała już przejmować się niczym.
No, może oprócz tego, że mężczyzna z naprzeciwka
nieprzerwanie się jej przyglądał.
Postanowiła go zignorować. Nikt nie mógł jej już teraz
przeszkodzić, nikt nie mógł jej już powstrzymać. W końcu miała spełnić marzenia
– miała zamieszkać na północy i uwolnić się od wszystkiego, co było negatywne w
jej dotychczasowym życiu.
Pociąg, jak na włoskie koleje, jechał stosunkowo wolno, ale
tego się spodziewała kupując właśnie te bilety. Mężczyzna zapewne nie za
bardzo, bo nie minęła nawet godzina, kiedy zaczął się wiercić na swoim miejscu
i z coraz większą częstotliwością wyglądał przez okno, jakby spodziewał się, że
lada moment wjadą na stację docelową.
Westchnęła przewracając oczami, mężczyzna od razu to zauważył,
ale nic nie powiedział. Może się obraził i dzięki temu się trochę uspokoi, bo
na razie to dziecko siedziało o wiele spokojniej niż na oko
dwudziestokilkuletni brunet.
Ktoś, prawdopodobnie na korytarzu za drzwiami przedziału,
włączył głośno radio i pewnie cały wagon usłyszał o zestrzeleniu samolotu
pasażerskiego nad wschodnią Ukrainą. Mimo że nie interesowała się nigdy
polityką, teatralnym gestem zamknęła książkę i delikatnie przekręciwszy głowę
na bok, uważnie słuchała.
- To brzmi jak początek wojny – powiedział ów ciemnowłosy
mężczyzna, chyba oczekując, że ktoś mu odpowie. Rozmowy ze współpodróżującymi
zawsze były dziwnie wymuszone i strasznie krępujące, ale kobieta postanowiła
podjąć wyzwanie, jakie przed nią stanęło.
- Putin chce wojny, bo jego tłumaczenie jest absurdalne, ale
wszyscy zrobią wszystko, by do niej nie doszło – odparła, po czym wzruszyła
ramionami, jakby to było oczywiste.
- Ale przecież, gdyby do niej doszło, pewnie cały świat
sprzeciwiłby się Rosji i i tak zostaliby pokonani.
- To chyba nie jest takie łatwe. Nikt nie chce się mieszać w
wojny, bo to nigdy nie jest dobre rozwiązanie.
- Dyplomacja sobie nie radzi, niby nakładają sankcje, a
Putin poczyna sobie coraz śmielej. Nie
wiem, czy obecnie to nie jedyne rozwiązanie.
- Bardzo pesymistyczne – ponownie wzruszyła ramionami. –
Trzeba mieć nadzieję do końca, może sami Rosjanie się ockną i coś zrobią.
- Może – przytaknął jej mężczyzna. Podobał jej się sposób, w
jaki myślał i w jaki mówił. Uniosła brew przyglądając się brunetowi, który także
ciągle na nią patrzył. – Filippo – przedstawił się wyciągając w jej stronę
dłoń.
- Concetta – odparła, cały czas zachowując obojętny wyraz
twarzy. Nie przykładała większej uwagi do nowo poznanej osoby, w starej pracy
zwykła poznawać nowe osoby właściwie codziennie i dobrze wiedziała, że to w
sumie nie było nic takiego. Wróciła więc do swojej lektury, właściwie
zapominając o tej krótkiej rozmowie z nieznajomym.
Podróż miała trwać cały dzień, więc oczywistym było, że
będzie musiała sobie robić przerwy w czytaniu, kiedy jej oczy za okularami
zaczynały się męczyć. Zamykała wtedy książkę, co za każdym razem przyciągało
uwagę Filippo, który natychmiast zerkał kątem oka w jej stronę. Pewnie uważał,
że tego nie zauważała, ale była z siebie bardzo zadowolona, kiedy posyłał jej
kolejne spojrzenie. Była źródłem czyjegoś zainteresowania, a to zawsze
sprawiało jej przyjemność.
- Dokąd jedziesz? – spytał w końcu, chociaż było dokładnie
widać, że zebrał się do tego dopiero za którymś razem.
- Do końca – odparła z nikłym uśmiechem, przypominając sobie
cel podróży. Dokąd jechała? Do nowego życia, do lepszego życia. Mężczyzna chyba
się poddał i nie dopytywał, o co tak naprawdę jej chodziło. I dobrze, bo to nie
była jego sprawa.
- To znaczy, że do Trento? – dodał po kilku minutach,
unosząc brew.
- Dlaczego tak bardzo chcesz to wiedzieć? – odpowiedziała
pytaniem na pytanie, mając nadzieję, że to mu da do zrozumienia, iż nie miała
najmniejszej ochoty na tego typu pogawędki. To była jedna z najważniejszych
podróży jej życia, dlaczego więc wszystko psuł? Jakiś cichutki głosik w jej
głowie podpowiadał, że to dlatego, że nie
wiedział o tym, że to było dla niej takie ważne. O nie, nie miała zamiaru
mu o tym opowiadać. Już raz się przed ludźmi otworzyła i teraz uciekała na
drugi koniec kraju, by zaczynać życie od nowa. O nie.
- Próbuję być miły i podtrzymać rozmowę. Spędzimy tu jeszcze
sporo czasu razem.
- Będziesz miły siedząc cicho – wymamrotała w jego kierunku,
co chyba usłyszał, bo natychmiast zamknął usta, a wzrok skierował na to, co
działo się za oknem pociągu. Zerknęła w stronę matki z dzieckiem, oczekując
spojrzenia pełnego dezaprobaty, ale zastała... nic. Nawet nie zauważyła, kiedy
opuścili przedział. Co się z nią działo?
W końcu święty spokój. Mogła spędzić resztę drogi w ciszy,
dokładnie tak, jak chciała. W końcu miała idealne warunki do osobistego
przeżywania każdego kolejnego metra pokonanego na szynach. Czy była szczęśliwa?
Szczęście jest pojęciem względnym, ale zdecydowanie czuła się lepiej niż
jeszcze poprzedniego dnia.
Filippo faktycznie jej posłuchał, bo naprawdę ani razu się
nie odezwał, przez co zaczęła czuć coś jakby wyrzuty sumienia. Z drugiej strony
natomiast była nim nieco rozczarowana, bo gdzieś tam, głęboko w środku, miała
nadzieję na to, że mężczyzna jej się postawi i kontynuuje, ale tego nie zrobił.
Przez to pozostała sama ze swoimi myślami. I doszła do wniosku, że jednak
lepiej było prowadzić nic nieznaczące pogawędki z nieznajomym niż samej się
zadręczać. Tylko co miała powiedzieć? Na pewno nie przyzna się do błędu, na
pewno nie przeprosi, o nie! To on musiał coś zrobić, przecież ta podróż miała
być idealna, czemu więc dalej siedział cicho? Kobieta zaczęła się denerwować,
była zła na mężczyznę, bo teraz to swoim milczeniem wszystko psuł. Przez niego
wszystko miało źle wyjść, przez niego podróż nie będzie już miała takiego
efektu, jaki był pożądany. Westchnęła teatralnie, chcąc dać mu do zrozumienia,
że jednak może się odezwać, ale chyba się nie zorientował, chociaż znowu na nią
spojrzał. Czemu nie rozumiał?
Pociąg prawdopodobnie jechał z dużą prędkością, bo gdy zaczął awaryjnie hamować, niczego nie dało się zatrzymać. Kobieta naprawdę
chciała utrzymać się na swoim siedzeniu i nie okazywać słabości, ale tym razem
prawa fizyki wygrały i popchnęły ją wprost w ramiona bruneta. Mężczyzna wykazał
się niezwykłym refleksem, bo zdążył wyciągnąć ręce i złapać ją, zanim ta
uderzyłaby w niego z impetem. Przycisnął ją do swojego torsu, dzięki czemu
uniknęła uderzenia w głowę walizką, która teraz upadła pod jej nogami.
Maszyna się zatrzymała i zapanowała kompletna cisza. Zdawało
jej się, że nie słyszy nawet ich oddechów. Czy byli martwi?
Nie.
Poczuła, jak wraz z powoli wydychanym powietrzem, opada
klatka piersiowa mężczyzny, na którym właściwie leżała. Cały czas mocno trzymał
ją w pasie, jakby nie do końca był pewien, czy niebezpieczeństwo całkowicie
minęło. I ona kurczowo trzymała się materiału jego koszulki, wręcz wtulając się
w jego tors. Brak poczucia bezpieczeństwa
zmusza ludzi do różnych rzeczy, tak to sobie tłumaczyła w myślach.
Po kilku minutach, a może kilku godzinach, pociąg ruszył z
delikatnym szarpnięciem. Cokolwiek się stało – już minęło, a ona mogła wrócić
na swoje miejsce naprzeciwko Filippo.
- Dziękuję – rzuciła cicho w jego stronę, poprawiając
okulary na nosie. Nie do końca wiedziała, jakie uczucia w niej przeważały.
Nadal był zła i zawiedziona jego zachowaniem i brakiem pewności siebie i
przebojowości, bo tego spodziewałaby się po każdym przystojnym Włochu – tacy
już byli, ekstrawertyczni. Z drugiej natomiast strony chyba była mu wdzięczna,
na pewno powinna być wdzięczna, za to, że jej pomógł, chociaż wcale nie musiał.
Mężczyzna posłał jej w odpowiedzi uśmiech. Zaczęło ją
zastanawiać, dlaczego się nie odezwał, dlaczego nie był już taki wylewny. I
nagle ją olśniło. Przecież niejako kazała mu
milczeć. Chwilę to trwało, ale doszło do tego, że teraz podobało jej się to, że
pozostał przy swoim i nie wypowiedział ani słowa. W dodatku, uśmiechnął się i
wydawało jej się, że to oznaka zadziory i nonszalancji, którą tak bardzo lubiła.
I ona się uśmiechnęła, choć wydawało jej się, że był to
uśmiech mimowolny. Opuściła wzrok na walizkę na podłodze przedziału i chwyciła
ją z zamiarem ponownego umieszczenia jej na półce przeznaczonej na bagaże.
Brunet natychmiast się zerwał, oferując swoją pomoc, więc od razu pozwoliła mu
to zrobić. W sumie chyba nawet liczyła na to, że zrobi to za nią.
Podróż ciągnęła się i ciągnęła, a blondynka nadal
przeświadczona była o tym, że wszystko nadal nie było perfekcyjne, że coś jej
jeszcze umykało, że powinno stać się coś jeszcze, by jej nowe życie, o którym
tak obsesyjnie myślała, zaczęło się idealnie. Nadal nie mogła wpaść na
przyczynę tego wszystkiego, więc postanowiła zająć umysł kolejną książką.
Jakiś czas później, kiedy bohater powieści zrozumiał swój
błąd i wrócił, by błagać ukochaną o przebaczenie, podniosła wzrok znad książki.
Mężczyzna spał z czołem opartym o okno wagonu. Po raz drugi w ciągu tego
krótkiego czasu uśmiechnęła się mimowolnie i powróciła do lektury.
- Będzie ci przeszkadzać, jeśli wyprostuję nogi? – zapytał po chwili Filippo, patrząc jej w oczy. Miała ochotę mu powiedzieć, że przecież przedział
był pusty, mógł ułożyć się gdzie chciał, a nie pchać swoich wielkich stóp na
siedzenie tuż obok niej, ale jednak było coś takiego w jego spojrzeniu, co
przekonało ją do zmiany decyzji.
- Nie, śmiało – odparła, ukrywając radość z faktu, iż w
końcu przerwał to milczenie i nie będzie musiała go przepraszać za uciszanie.
Wróciła do czytania, mając nadzieję, że to on podejmie się rozpoczęcia nowego
tematu do rozmowy. Nie zawiodła się, było tak, jakby czytał jej w myślach.
- Mogę wiedzieć, dlaczego jedziesz tak daleko? –
Zdecydowanie nie takiego pytania się spodziewała. Miała nadzieję na temat
bardziej zbliżony do pogody, ale faktycznie – ich znajomość zaczęła się od
rozmowy na temat możliwości wybuchu wojny. Fazę rozmów o pogodzie minęli dawno,
zanim jeszcze się zaczęła.
Powiedzieć mu prawdę,
czy wymyślić historyjkę o urlopie? Milczała, wpatrując się w ciemne oczy
bruneta, który z kolei przypatrywał się jej z uniesionymi brwiami. Musiała decydować
się szybko, aby wyszło naturalnie. W głębi koloru jego tęczówek znalazła
odpowiedź, której sama do końca nie rozumiała.
- Zaczynam życie od nowa – odpowiedziała swobodnie, nie
odrywając wzroku od oczu mężczyzny, które zdawały się ją hipnotyzować.
- Dlaczego?
To jedno pytanie zadane przez jakąkolwiek inną obcą osobę
zostałoby najzwyczajniej w świecie zbyte. Ostatnimi czasy zresztą nie robiła
nic innego, tylko zbywała nieznajomych. I znajomych. Dlatego nagłe otwarcie się
na akurat niego sprawiało, że jednocześnie czuła ogromną niepewność, ale i wielką ulgę.
Słuchał jej bardzo uważnie. Zdawał się dokładnie rozważać
każde wypowiedziane przez nią słowo. Co jakiś czas kiwał twierdząco głową,
innym razem uniósł brew ze zdziwienia, że jedna osoba mogła tyle przeżyć. Jego
oczy natomiast cały czas pozostawały takie same – ciemne i pełnie niesamowitego
ciepła, które sprawiało, że zaczęła darzyć go zaufaniem. Przecież gdyby nie był
kimś innym niż ci wszyscy źli ludzie, których do tej pory poznała, nie
rozmawialiby o Putinie i Ukrainie, nie uratowałby jej przed potłuczeniem przy
hamowaniu, nie byłaby w stanie mu tego wszystkiego opowiedzieć. Było w nim coś
innego, co sprawiało, że była święcie przekonana, że chociaż on jej nie
wykorzysta.
Lubiła być w centrum zainteresowania, zwłaszcza jeśli
chodziło o mężczyznę, zwłaszcza jeśli chodziło o przystojnego mężczyznę, natomiast nienawidziła mówić o sobie i o
swoim życiu, bo to zawsze wiązało się z bólem. W tym przypadku Filippo był
czymś w rodzaju ukojenia. Rozumiał. Co więcej – rozmawiał z nią o wszystkich
jej problemach tak, jakby to było normalne. Przez myśl przeszło jej, że gdyby
taki Filippo był z nią od początku, w Rzymie, chyba nie musiałaby się
przeprowadzać, bo to tam brakowało jej osoby, która by ją zrozumiała.
Kiedy temat w końcu się wyczerpał, a ona czuła, że po raz
pierwszy od dawna na jej policzkach pojawiły się rumieńce, to ona pociągnęła
rozmowę. Skoro był jedyną osobą, z którą potrafiła rozmawiać, chciała z nim
rozmawiać dalej. Zapytała go o jego życie. Nie było tak pełne niepowodzeń,
smutku i nienawiści, jak jej. Było... normalne, chociaż dla niej taka
normalność byłaby czymś niespotykanie pięknym. Teraz to ona z uwagą słuchała o
tym, jak mu się żyło do tej pory i, że on także postanowił coś zmienić, dlatego
też przyjął propozycję kontraktu w Trento. W mieście, do którego także i ona
zmierzała.
Czy po przybyciu na
miejsce będziemy mogli się spotkać? Nie zadała tego pytania na głos, kiedy
zapanowała cisza, a tak bardzo chciała. Doszła do wniosku, że gdyby odpowiedź była
twierdząca, nie potrzebowałaby poznawać nikogo nowego, bo wystarczyło jej, że
on rozumiał, a jej ważna podróż stałaby się idealna. Nie miała jednak pewności, bo przecież w nowym miejscu mógł poznać
ludzi o wiele łatwiejszych w kontaktach niż ona, o wiele bardziej otwartych na
drugiego człowieka, o wiele milszych, ze zdecydowanie mniej poranionymi sercami
i tym samym o niej zapomnieć. Zamknąć jej rozdział jako podróż, a na miejscu zacząć życie,
bez niej. Nie wiedzieć czemu, nie podobało jej się to. Chyba wizja kolejnego
odrzucenia zaczynała ją boleć. A to nie byłby dobry
początek jej nowego życia. Nie mógł jej tego zrobić, przecież opowiedziała mu o
tym, jak bardzo chciała, by wszystko w końcu dobrze jej się ułożyło, by w końcu
ktoś pozasklepiał jej rany.
Ludzie są egoistami,
nie zapominaj. Zaczęła się do tej myśli ponownie przyzwyczajać. W Rzymie
było to niemal jej życiowe motto, o którego prawdziwości przekonywała się
prawie codziennie. W tym pociągu właśnie to miało się zmienić, ale nic na to
nie zanosiło. Wszędzie ludzie byli tak samo egoistyczni. Niemożliwym było, żeby
on pomyślał o niej, zamiast o sobie i o tym, żeby ułatwić sobie życie brakiem
jej obecności. Ludzie są egoistami.
Westchnęła ciężko, co zwróciło uwagę mężczyzny. Na jego
pełne troski pytania, czy aby na pewno dobrze się czuła, odpowiadała
twierdząco, ale nie wylewnie. Straciła ochotę na jakąkolwiek rozmowę z nim, bo
zaczynała rozumieć, że każde słowo więcej, to trudniejsza do zagojenia rana na
sercu. A ona miała już dość ran i nie zamierzała sprawiać sobie nowych zaraz na
początku jej nowego życia.
Podróż trwała tak długo, że nie wierzyła, aby ta miała
kiedykolwiek się zakończyć. Nie wiedziała, czy bardziej wolała zostać w pociągu
wieczność i rozmawiać ze znajomym nieznajomym, czy zacząć zupełnie nowe, wolne
od cierpień życie w nowym otoczeniu. W końcu doszło do tego, że nie miała już
wyboru, bo poczuła, jak maszyna zwalnia, aż w końcu całkowicie zatrzymuje się
na ostatniej stacji. Jej stacji.
Oto po tak długim czasie dotarła do finalnej destynacji, oto
miała zostawić całą przeszłość za sobą i zacząć od nowa. Tak bardzo o tym
marzyła i marzenie to miało się spełnić, tylko jaka szkoda, że jej priorytety
uległy zmianom.
Wstała powoli ze swojego miejsca i upewniła się, czy
wszystko wzięła. Każdą czynność wykonywała dosyć powoli, chcąc ostatni raz
dokładnie przyjrzeć się jedynemu mężczyźnie, któremu dopiero co zaufała, a z
którym już musiała się rozstawać. Obserwowała, jak napinają się mięśnie jego
rąk, kiedy sięgał po bagaże, uważnie studiowała też jego twarz, szczególną
uwagę zwracając na oczy – na te ciepłe oczy, których miała już nie zobaczyć.
Wysiadając z pociągu, pomógł jej znieść walizkę, po czym
podał jej dłoń, by ułatwić zejście po stromych, ale krótkich, metalowych
schodkach. Podziękowała mu w myślach za te, prawdopodobnie ostatnie, gesty
życzliwości. Pewnie po przekroczeniu progu peronu miała zacząć obowiązywać ich
pełna milczenia umowa, której nie zawierali, której nie chciała zawierać. Pewnie po definitywnym zakończeniu
podróży mieli się już nie znać.
W tłumie ludzi, jaki znalazł się nagle wszędzie dookoła
poczuła się obco i zapragnęła wrócić do pustego i cichego przedziału, w którym
przecież było jej tak dobrze. Chciała nowego życia, miała więc nowe życie. Nie znała
nikogo, nie miała ochoty nikogo poznawać, nie miała ochoty nawet ruszać się z
miejsca. Po raz pierwszy czuła się zbyt słaba, by w ogóle się ruszyć.
Nagle usłyszała szept. Jej imię. Ktoś stał zaraz za nią.
Odwróciła się natychmiast, gotowa do walki, ucieczki, krzyku, mimo że na żadną i z tych czynności nie miała ochoty. Ale zobaczyła tę jedyną twarz, którą
ostatnio obdarzyła zaufaniem. Czyżby poczuł wyrzuty sumienia widząc ją i
postanowił wyprowadzić w jakieś bardziej zaciszne miejsce, aby mogła oswoić się
spokojnie, w samotności, z nową sytuacją? A może tak naprawdę nie miał w
planach porzucania jej wcale?
Ku jej zdziwieniu, ruszając w stronę wyjścia z budynku
dworca, chwycił jej rękę.
A ona nie puściła.
____________________________
Po zbyt długiej przerwie wracam i tutaj z czymś nowym, co, mam nadzieję, nie jest zbyt oklepane i nudne jak na wielki powrót.
Wydaje mi się, że to wcale nie ma ładu i składu, ale załóżmy, że tak miało być. Chyba podoba mi się to, że w sumie nie wiadomo, jak to się skończyło. Każdy może sobie wybrać swoją wersję.
Dajcie znać, czy dało się to przełknąć.
Do następnego.
D.