wtorek, 10 listopada 2015

Il vento



                Miękkość ust i głębia oczu.
                Taniec naszych ciał i pieśń naszych dusz.
                Ten jeden wieczór, jeden magiczny, przepełniony zaskakującą tajemnicą wieczór, był wart tysięcy innych – załzawionych i zapomnianych.
                Przytłumione przez mgłę światło okolicznych latarni, pusta droga, kilka suchych, prawie bezlistnych, drzew. Ty i ja.
                Nic więcej.
                Natura nam sprzyjała, postarała się o bardzo intymną atmosferę. Szelest ostatnich liści opadających na wilgotną ziemię kamuflował nasze szepty. Cienie drzew chowały między sobą cienie naszych rąk, splecionych ze sobą jak gałęzie bluszczu. Zapach mokrej od deszczu trawy koił, ale jednocześnie wzmagał uczucie dziwnej mistyki całej sytuacji.
                Byliśmy częścią zaczarowanego lasu w betonowej dżungli nadmorskiego miasta. Czuliśmy się niewidoczni dla przechodniów, którzy i tak nie mieli zamiaru zwracać na nas uwagi.
                Nie było muzyki, sami ją tworzyliśmy. Komponowaliśmy nasze oddechy, często przyspieszone, często przerywane krótkimi, wyszeptywanymi pospiesznie zdaniami lub szybko urywanym śmiechem, łączyliśmy je krótkimi pocałunkami z dźwiękiem nieregularnie stawianych kroków i  ̶
                Uciekaliśmy przed światem. Mieliśmy schować się gdzieś pomiędzy nagimi drzewami, ich bezlistnymi gałęziami. Nasze płytkie oddechy wtórowały wiatrowi.
                Dosięgało nas światło pobliskich latarni. Nie mogliśmy w żaden sposób przed nim uciec, ale z czasem dostrzegłam jego zalety. Każde światło przedstawiało go w inny sposób. Każdy z nas w każdym świetle wygląda inaczej. Bo każde światło jest inne. Nasze ciała się do niego dostrajają. Sprawiają wrażenie, jakby ulegały zmianom. Każde nowe światło pozwalało mi lepiej go poznać.
                Obserwowałam wtedy, jak chłodne światło ulicznych latarni rzeźbiło jego twarz. Odbierało mu miękkość. Kości policzkowe i nos zdawały się być wyciosane z twardego kamienia. Cały jego wizerunek w tym świetle wydawał się oziębły i odległy – jakby był jedną z wielu gwiazd pośród cieni drzew, odgrywających rolę nocnego nieba.
                Wyglądał idealnie w każdym świetle, choć każde światło czyniło go innym. Najpiękniej wyglądał jednak, kiedy cała jego twarz promieniała, kiedy się uśmiechał. Uśmiech był innym źródłem światła, bo działał od wewnątrz. Był bardziej prawdziwy, bo działał od środka, działał na każdą komórkę organizmu i każdą rozświetlał.
                Promieniał.
                Promieniał cały, a jego oczy były wtedy tak bardzo wesołe. Jego uśmiech był małym słońcem, ale działał o wiele potężniej niż jakiekolwiek inne źródło światła.
                Uśmiech. Kto by pomyślał, że uśmiech mógł mieć aż taką moc. I aż takie ciepło.
                Kolejny podmuch wiatru, kolejny deszcz liści. Ogarniał nas coraz większy mrok, ale byłam w stanie dostrzec wzrok jego brązowych oczu skierowany w górę. Po chwili opuścił go nieco i zatrzymał gdzieś ponad czubkiem mojej głowy. Uśmiechnął się ponownie i wyciągnął rękę w moją stronę. Nie wiedziałam, o co chodziło, dopóki ostrożnym ruchem nie wyciągnął z moich włosów pojedynczego suchego liścia. Przypatrywał się mu w skupieniu przez moment, po czym pozwolił, by wzmagający się wiatr wyrwał go spomiędzy jego palców i porwał wysoko w górę. Śledził go wzrokiem jeszcze przez chwilę, do momentu, aż zniknął gdzieś w ciemności pomiędzy drzewami, a potem spojrzał na mnie.
                Kolejny uśmiech. Tym razem było w nim coś tajemniczego. Ujął moją dłoń i pociągnął w stronę, w którą przed momentem odleciał samotny liść.
    - Zatańcz ze mną.
      Zatańcz ze mną do muzyki wiatru.
                I objął mnie swoimi silnymi ramionami, iluminowanymi światłem przydrożnych latarni. I spojrzał na mnie oczami rozświetlonymi uśmiechem. I tańczyliśmy.



__________________
Napisałam z takiej otóż okazji, że ostatnio wchodząc na blogspota zauważyłam piękne i okrągłe 5000 wyświetleń, co zdecydowałam uczcić... czymś. Jak miło. Teraz czas się wytłumaczyć z tego, co napisałam.
Ostatnio bardzo przypadło mi do gustu takie pisanie, bo jest inne, trochę się wyróżnia i przypomina mi nieco styl bardziej poetycko-liryczny. Każdy zabieg jest przemyślany. Wydaje mi się, że wiem co robię, i w jakim kierunku z tym wszystkim zmierzam.
Wyszło krótko, bo stwierdziłam, że napiszę coś spontanicznego. Wyszło krótko, bo próbuję skupić się na innym projekcie, nad którym pracuję, o którym myślę poważnie i może coś z tego w przyszłości wyjść. Wyszło krótko, bo nie mam czasu, jako że większość mojego czasu przypada na wpadanie w depresję przez tragiczny wybór studiów, z którym teraz żyję. Mam nadzieję, że pomiędzy przerwami na płacz i sen znajdę jeszcze trochę czasu, bo stęskniłam się za tymi krótkimi (no, może nie aż tak krótkimi jak to) rzeczami i brakiem zobowiązań przy ich pisaniu. Polecam piosenkę na początku, wpadłam na nią przypadkiem na yt i pasowała.
Obowiązkowe pozdrowienia dla inspiracji.