Miękkość
ust i głębia oczu.
Taniec
naszych ciał i pieśń naszych dusz.
Ten
jeden wieczór, jeden magiczny, przepełniony zaskakującą tajemnicą wieczór, był
wart tysięcy innych – załzawionych i zapomnianych.
Przytłumione
przez mgłę światło okolicznych latarni, pusta droga, kilka suchych, prawie
bezlistnych, drzew. Ty i ja.
Nic
więcej.
Natura
nam sprzyjała, postarała się o bardzo intymną atmosferę. Szelest ostatnich
liści opadających na wilgotną ziemię kamuflował nasze szepty. Cienie drzew
chowały między sobą cienie naszych rąk, splecionych ze sobą jak gałęzie
bluszczu. Zapach mokrej od deszczu trawy koił, ale jednocześnie wzmagał uczucie
dziwnej mistyki całej sytuacji.
Byliśmy
częścią zaczarowanego lasu w betonowej dżungli nadmorskiego miasta. Czuliśmy
się niewidoczni dla przechodniów, którzy i tak nie mieli zamiaru zwracać na nas
uwagi.
Nie
było muzyki, sami ją tworzyliśmy. Komponowaliśmy nasze oddechy, często
przyspieszone, często przerywane krótkimi, wyszeptywanymi pospiesznie zdaniami
lub szybko urywanym śmiechem, łączyliśmy je krótkimi pocałunkami z dźwiękiem
nieregularnie stawianych kroków i ̶
Uciekaliśmy
przed światem. Mieliśmy schować się gdzieś pomiędzy nagimi drzewami, ich
bezlistnymi gałęziami. Nasze płytkie oddechy wtórowały wiatrowi.
Dosięgało
nas światło pobliskich latarni. Nie mogliśmy w żaden sposób przed nim uciec,
ale z czasem dostrzegłam jego zalety. Każde światło przedstawiało go w inny
sposób. Każdy z nas w każdym świetle wygląda inaczej. Bo każde światło jest
inne. Nasze ciała się do niego dostrajają. Sprawiają wrażenie, jakby ulegały
zmianom. Każde nowe światło pozwalało mi lepiej go poznać.
Obserwowałam
wtedy, jak chłodne światło ulicznych latarni rzeźbiło jego twarz. Odbierało mu
miękkość. Kości policzkowe i nos zdawały się być wyciosane z twardego kamienia. Cały
jego wizerunek w tym świetle wydawał się oziębły i odległy – jakby był jedną
z wielu gwiazd pośród cieni drzew, odgrywających rolę nocnego nieba.
Wyglądał
idealnie w każdym świetle, choć każde światło czyniło go innym. Najpiękniej
wyglądał jednak, kiedy cała jego twarz promieniała, kiedy się uśmiechał.
Uśmiech był innym źródłem światła, bo działał od wewnątrz. Był bardziej prawdziwy,
bo działał od środka, działał na każdą komórkę organizmu i każdą rozświetlał.
Promieniał.
Promieniał
cały, a jego oczy były wtedy tak bardzo wesołe. Jego uśmiech był małym słońcem,
ale działał o wiele potężniej niż jakiekolwiek inne źródło światła.
Uśmiech.
Kto by pomyślał, że uśmiech mógł mieć aż taką moc. I aż takie ciepło.
Kolejny
podmuch wiatru, kolejny deszcz liści. Ogarniał nas coraz większy mrok, ale
byłam w stanie dostrzec wzrok jego brązowych oczu skierowany w górę. Po chwili
opuścił go nieco i zatrzymał gdzieś ponad czubkiem mojej głowy. Uśmiechnął się
ponownie i wyciągnął rękę w moją stronę. Nie wiedziałam, o co chodziło,
dopóki ostrożnym ruchem nie wyciągnął z moich włosów pojedynczego suchego
liścia. Przypatrywał się mu w skupieniu przez moment, po czym pozwolił, by
wzmagający się wiatr wyrwał go spomiędzy jego palców i porwał wysoko w górę.
Śledził go wzrokiem jeszcze przez chwilę, do momentu, aż zniknął gdzieś w
ciemności pomiędzy drzewami, a potem spojrzał na mnie.
Kolejny
uśmiech. Tym razem było w nim coś tajemniczego. Ujął moją dłoń i pociągnął w
stronę, w którą przed momentem odleciał samotny liść.
- Zatańcz ze mną.
Zatańcz ze mną do muzyki wiatru.
Zatańcz ze mną do muzyki wiatru.
I
objął mnie swoimi silnymi ramionami, iluminowanymi światłem przydrożnych
latarni. I spojrzał na mnie oczami rozświetlonymi uśmiechem. I tańczyliśmy.
__________________
Napisałam z takiej otóż okazji, że ostatnio wchodząc na blogspota zauważyłam piękne i okrągłe 5000 wyświetleń, co zdecydowałam uczcić... czymś. Jak miło. Teraz czas się wytłumaczyć z tego, co napisałam.
Ostatnio bardzo przypadło mi do gustu takie pisanie, bo jest inne, trochę się wyróżnia i przypomina mi nieco styl bardziej poetycko-liryczny. Każdy zabieg jest przemyślany. Wydaje mi się, że wiem co robię, i w jakim kierunku z tym wszystkim zmierzam.Wyszło krótko, bo stwierdziłam, że napiszę coś spontanicznego. Wyszło krótko, bo próbuję skupić się na innym projekcie, nad którym pracuję, o którym myślę poważnie i może coś z tego w przyszłości wyjść. Wyszło krótko, bo nie mam czasu, jako że większość mojego czasu przypada na wpadanie w depresję przez tragiczny wybór studiów, z którym teraz żyję. Mam nadzieję, że pomiędzy przerwami na płacz i sen znajdę jeszcze trochę czasu, bo stęskniłam się za tymi krótkimi (no, może nie aż tak krótkimi jak to) rzeczami i brakiem zobowiązań przy ich pisaniu. Polecam piosenkę na początku, wpadłam na nią przypadkiem na yt i pasowała.
Obowiązkowe pozdrowienia dla inspiracji.
Ostatnio bardzo przypadło mi do gustu takie pisanie, bo jest inne, trochę się wyróżnia i przypomina mi nieco styl bardziej poetycko-liryczny. Każdy zabieg jest przemyślany. Wydaje mi się, że wiem co robię, i w jakim kierunku z tym wszystkim zmierzam.Wyszło krótko, bo stwierdziłam, że napiszę coś spontanicznego. Wyszło krótko, bo próbuję skupić się na innym projekcie, nad którym pracuję, o którym myślę poważnie i może coś z tego w przyszłości wyjść. Wyszło krótko, bo nie mam czasu, jako że większość mojego czasu przypada na wpadanie w depresję przez tragiczny wybór studiów, z którym teraz żyję. Mam nadzieję, że pomiędzy przerwami na płacz i sen znajdę jeszcze trochę czasu, bo stęskniłam się za tymi krótkimi (no, może nie aż tak krótkimi jak to) rzeczami i brakiem zobowiązań przy ich pisaniu. Polecam piosenkę na początku, wpadłam na nią przypadkiem na yt i pasowała.
Obowiązkowe pozdrowienia dla inspiracji.