Nie możesz się skoncentrować, mimo że po twoich ściągniętych
brwiach i zaciśniętych pięściach widzę, jak bardzo próbujesz. Chociaż wybijasz
się po krótkim nabiegu tak jak zawsze, chociaż skaczesz prawdopodobnie jeszcze
wyżej niż zazwyczaj, nie kończysz któregoś ataku z kolei. Nie wiem, co tak
dokładnie się dzieje, ale nie wyglądasz najlepiej. Uspokajasz kolegów z
drużyny, przekonujesz rozgrywającego, że wszystko było w porządku, żeby
wystawił tobie piłkę jeszcze raz. Zapewniasz, że tym razem nie będziesz miał
problemów, ale wiesz, że to może nie być prawda. Wszystko to jestem w stanie
odczytać z wyrazu twojej twarzy i sposobu, w jaki zaciskasz wargi. Do tego
odwracasz wzrok za każdym razem kiedy jesteś bardzo blisko spojrzenia w moim
kierunku.
Nawet z dużej odległości, która nas dzieli, jestem w stanie
zauważyć, że twoje spojrzenie nie jest tak pełne spokoju jak zawsze. Twój
niepokój zaczyna zarażać i mnie, czuję drżenie rąk. Mam ochotę zejść po szerokich
stopniach na dół, przecisnąć się między skandującymi twoje nazwisko ludźmi,
objąć cię tak jak zwykle i poczuć twój zapach, kiedy wtulam się w twój tors.
Znowu nie wyszła ci zagrywka i widzę jak powolnym ruchem
opuszczasz głowę. Nigdy nie poddajesz się łatwo, mam ochotę wstać i krzyknąć,
żebyś się nie załamywał i walczył dalej, ale nic by to nie dało. Wśród takiej
liczby zdzieranych gardeł moje jedno nic by nie wskórało. Poza tym widzę, że to
nie ma sensu, bo już dawno się załamałeś.
Nie mówisz mi, co się dzieje. Wiem, że nie daje ci to spać w
nocy, nie można takich rzeczy ukryć przed kimś, z kim dzieli się łóżko.
Trener ci nie odpuści, dobrze to wiesz. Taki jest jego
sposób pracy, nie zmieni cię, musisz pokonać słabości, musisz przeskoczyć
samego siebie i wybrnąć ze złej sytuacji. Musisz być silny. Ja jestem silna dla
ciebie i po części za ciebie, przynajmniej próbuję. Chętnie przejęłabym choć
część tego ciężaru, ale wiem, że mi nie pozwolisz. Przecież twierdzisz, że nie
możesz mnie obciążać i sam sobie ze wszystkim poradzisz. Chyba więc nie jestem
ci potrzebna.
Wybroniłeś piłkę, dzięki czemu zdobyliście punkt, ale bardzo
dużo czasu zajmuje ci podniesienie się z parkietu. Widzę, jak bardzo chcesz
zostać na ziemi i najlepiej się nie ruszać. Jest naprawdę źle, skoro nawet
udawanie, że wszystko jest w porządku nie za dobrze ci wychodzi. Któryś z
zawodników do ciebie podchodzi i niemal jestem w stanie usłyszeć twój głos, gdy
zapewniasz, że po prostu źle się czujesz, bo przecież wszystko gra.
W końcu widoczną ulgę z powodu końca męczarni na boisku
przynosi ci dźwięk ostatniego gwizdka. Przymykasz oczy i wzdychasz głęboko. Już
niedługo znajdziesz się w zaciszu swojego domu, naszego domu. Musisz wytrzymać
jeszcze tylko chwilę.
Nie masz ochoty bawić się w spotkania z kibicami i uśmiechy
do zdjęć, ale akurat tobie ciężko jest przed nimi uciec. Podchodzę bliżej, ale
nic nie mówię. Staję z boku i czekam, słuchając twoich wymuszonych uprzejmości
skierowanych w stronę kompletnie nieznajomych osób. Pewnie zastanawiasz się,
czemu nie mogą okazać tobie chociaż trochę współczucia i zostawić w spokoju.
Ale czemu mieliby to robić? Przecież wygrałeś, według nich pewnie nie masz
żadnych problemów.
Kiedy nasze spojrzenia się krzyżują, zauważam nieco
przyćmioną iskierkę radości, która przez ułamek sekundy błyska w twoich oczach.
Zmęczenie spowodowane kolejną bezsenną nocą jest bardzo widoczne. Cienie pod
oczami, normalnie spowodowane noszeniem okularów, teraz stały się ciemniejsze. Twoja twarz zwykle po wysiłku jakim jest mecz, była rozgrzana i
odrobinę rumiana, a w tym momencie widziałam tylko niemal chorobliwą bladość.
Przygryzam wargę i zastanawiam się, jak mogę ci pomóc.
Nagle znajdujesz się tuż przy mnie, wyciągasz rękę w moją
stronę. Chwytam twoją dłoń i pozwalam, by nasze palce się splotły. Z tobą
wszystko miało jakieś drugie znaczenie, głębszy sens. Nadal pamiętam, kiedy
jednego z wielu wspólnie spędzonych wieczorów wyznałeś, że dla ciebie splecione
dłonie są utwierdzeniem w przekonaniu, są dopełnieniem obietnicy. Zgodziłam się
wtedy i od tamtego momentu myślałam o tym w ten sam sposób. Podniosłam wzrok,
by móc przyjrzeć ci się dokładniej z bliska. Nadal jesteś dla mnie niesamowicie
piękny, ale wydajesz się bardziej delikatny, nawet kruchy. Znowu nie patrzysz
mi w oczy. Mam nadzieję, że kiedy opuścimy to miejsce pełne ludzi, otworzysz
się i dasz sobie pomóc, bo mam wrażenie, że oszaleję.
Prowadzisz mnie do domu. Tym razem odpuściliśmy sobie jazdę
samochodem. Spacer z obrzeży miast, gdzie znajduje się klubowy obiekt sportowy,
do jednej z uliczek w okolicach centrum, na której mieszkamy, trwa o wiele
dłużej, ale to nie ma znaczenia. Po jakimś czasie jednak cisza zaczyna coraz
bardziej mnie przytłaczać. Co kilka minut spoglądam w górę, chcąc dojrzeć coś w
wyrazie twojej twarzy, ale nie jestem w stanie nic z niej wyczytać. Boję się
odezwać, bo wydajesz się pogrążony w myślach. Nie chcę ci przeszkadzać, chociaż
nie mogę znieść tego, że milczysz.
Puszczasz mnie przodem w drzwiach, po czym zamykasz je za
sobą i przekręcasz klucz w zamku. W końcu jesteśmy całkiem sami. Gdzieś w tle
słyszę miarowe tykanie zegara, ale w twojej obecności nie zwracam uwagi na
szczegóły z otoczenia, bo wszystko koncentruje się na tobie.
Chcę spytać, co się dzieje i jak mogę pomóc, ale wiem, że
nie odpowiesz albo powiesz to, co zwykle, próbując przekonać mnie i samego
siebie, że wszystko jest w porządku. Wiem, że to byłyby kłamstwa. Znam cię zbyt
długo, by nabrać się na krótkie, nieszczere uśmiechy i uciekające spojrzenie.
Siadam na kanapie i splatam swoje dłonie, czekam aż coś
powiesz. Czy w ogóle masz zamiar coś powiedzieć? Podnoszę wzrok i widzę, jak
opierasz się o framugę drzwi. Po raz pierwszy tego dnia tak naprawdę spoglądasz
mi w oczy, a ja czuję jak moje wnętrzności przewracają się na lewą stronę, gdy
widzę jak bardzo cierpisz. Tęczówki o głębokim, brązowym kolorze, które zawsze
śmiały się do mnie, teraz wyrażają kompletne zagubienie, jakby wołały o pomoc.
Kiedy powolnym krokiem zbliżasz się do mnie, dostrzegam zbierające się w
kącikach twoich oczu łzy. Teraz i ja nie wiem, co powiedzieć. Czuję rosnącą
gulę w moim gardle i wiem, że jeśli się rozpłaczesz, ja zrobię to samo.
Odwracam wzrok i przesuwam się powoli, żeby zrobić ci
miejsce koło siebie. Po chwili czuję, jak poduszka sofy ugina się pod twoim
ciężarem. Czuję na swojej skórze twoje ciepło, siedzisz tuż przy mnie. Żadne z
nas się nie odzywa. Nie wiem jak ty, ale ja po prostu nie wiem, co miałabym
powiedzieć. W końcu unoszę głowę, chcę znów ujrzeć twoją twarz. Serce mi pęka,
kiedy widzę pełne smutku spojrzenie i twoje policzki mokre od łez. Powoli
wyciągam dłoń, by je otrzeć. Centymetr po centymetrze, bojąc się, że mogę cię
wystraszyć, przysuwam się i muskam ustami twoje wargi. Przyciągasz mnie do
siebie w słonym, ale pełnym czułości i delikatności pocałunku.
Widzę, że teraz na twojej twarzy maluje się wyraźnie ulga.
Bałeś się czegoś? Bałeś się mnie? Zaciskam palce na twojej dłoni, chcę dać ci
znać, że jestem tu dla ciebie. Staram się posłać ci uśmiech, żeby dodać ci
otuchy, czymkolwiek jest to, co nie daje ci spokoju. W odpowiedzi otrzymuję
najpiękniejszy prezent na świecie – ciepłe spojrzenie twoich oczu, twoich oczu
pełnych miłości.
Ponownie przyciągam cię do siebie, teraz już bardziej
spokojna. Pozwalam ci położyć się wygodnie na kanapie i ułożyć głowę na moich
kolanach. Jedna moja ręka trwa spleciona z twoją. Nie ma lepszego uczucia niż
to, które sprawia, że przez moje ciało przepływa fala ciepła powodowana twoim
dotykiem. Kiedyś ci o tym wspomniałam. Nadal pamiętam, jaki piękny uśmiech w
zamian otrzymałam.
Opuszkami palców drugiej dłoni delikatnie gładzę twoje
policzki w miejscach, gdzie jeszcze chwilę wcześniej płynęły łzy. Po raz
kolejny moją uwagę zwracają cienie pod twoimi oczami. Wyglądają naprawdę źle,
ale mam nadzieję, że w końcu przyszedł dzień przełomowy, dzień, od którego
zacznie się poprawiać.
Szepczę sogni d’oro* mio amore i widzę, jak rysy twojej twarzy łagodnieją, kiedy w końcu powoli
zasypiasz.
____________________________
* sogni d'oro - z włoskiego "sny ze złota", używane mniej-więcej jako zamiennik naszych "słodkich snów"
Tekst ten można traktować jako drugą część opowiadania "Cosa", które znajduje się zaraz poniżej, a którego tytuł zaraz zostanie zmieniony na "Sogni d'oro", bo w końcu wpadłam na pomysł na jakiś w miarę kreatywny. Ja traktuję to jako część drugą, której akcja ma miejsce niedługo później, jednak jest pisana z innej perspektywy. Jak już na pewno zauważyliście.
Ukłony w stronę mojej niczego nieświadomej etatowej inspiracji.
Tekst prawdopodobnie by się tu nie pojawił, gdyby nie prosaen, która tak mnie pochwaliła, że nadal nie mogę przestać się cieszyć.