sobota, 22 listopada 2014

Ciemne zasłony w oknie duszy

                 Na hali rozbrzmiał gwizdek kończący zmagania siatkarzy na boisku. Część zgromadzonych kibiców podskoczyła ze swoich miejsc w przypływie euforii, inni podnieśli się o wiele wolniej, zawiedzeni wynikiem spotkania. Tak samo było z samymi graczami – zwycięzcy niemal natychmiast pognali do swoich kolegów z boiska, a przegrani powolnymi ruchami zdjęli bluzy dresowe, aby oficjalnie zakończyć spotkanie podaniem przeciwnikom rąk pod siatką.
                 Wysoka blondynka również podniosła się ze swojego siedzenia. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie spróbować podejść do któregoś z zawodników i poprosić o autograf czy zdjęcie, ale kiedy zobaczyła jak wielkie rzesze fanów już stały w pobliżu boiska, stwierdziła, że próbowanie było kompletnie bezcelowe. Cichym westchnieniem skomentowała tę sytuację, po czym schyliła się po płaszcz, który przed meczem przewiesiła przez oparcie siedzenia.
                 Bez większego pośpiechu wsunęła ramiona w rękawy płaszcza, po czym poprawiła jego kołnierz i zabrała się za wyciąganie włosów, które utknęły gdzieś w zamku. Chwyciła swoją ulubioną torbę, zarzuciła jej pasek na ramię i była gotowa do opuszczenia hali. Posłała ostatnie spojrzenie w stronę boiska i już miała wychodzić, kiedy coś przykuło jej uwagę. Ktoś przykuł jej uwagę.
                 Dokładnie naprzeciwko, na ławce przeznaczonej dla zawodników rezerwowych, siedział jeden z graczy w niebieskich koszulkach. W ręce trzymał przezroczystą butelkę do połowy zapełnioną różowym płynem, jednak nie kolor jego napoju sprawiał, że nie mogła oderwać od niego wzroku. Mężczyzna był widocznie przybity porażką, ale to jego oczy zmroziły ją na tyle, że nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Co więcej, patrzyły prosto na nią. Bez pardonu, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, wydawało jej się, że nawet bez mrugnięcia – jakby ich właściciel się zawiesił.
                 Przestraszyła się intensywności jego spojrzenia, ale po chwili przestała odczuwać wszystko poza niesamowitą ciekawością. Jeszcze nigdy nie spotkała człowieka, którego brąz tęczówek tak by ją zaintrygował. Dzieliła ich odległość dobrych kilku metrów, ale widziała w nich o wiele więcej niż zaledwie pojedynczy smutek po przegranym meczu i z każdą sekundą odkrywała w nich coś nowego. Cóż za złożoność! Cóż za różnorodność!
                 Przez moment, na samym początku, kiedy ich nieme porozumienie zostało zawarte, wydawało jej się, że widziała w nich iskierkę radości. Dlaczego jednak się cieszył? Przegrał, co mu to dawało? Nie znała go, chyba nawet nie pamiętała nazwiska, które widniało nad numerem na koszulce, więc skąd miała wiedzieć, jakie były powody jego szczęścia? Może jego żona urodziła właśnie pierwszego synka, może siostra wyzdrowiała, może dostał zaległą wypłatę, a może miało to jakiś związek z nią? Mogła wmówić sobie cokolwiek chciała i wymyślać do woli – przecież i tak miała się nigdy tego nie dowiedzieć.
                 Mężczyzna zmrużył oczy, nadal jednak nie odwracając wzroku od blondynki. Odcień brązu zmienił się na nieco ciemniejszy, takie przynajmniej odniosła wrażenie. Jeśli istniało w nim jakiekolwiek szczęście, to zniknęło, zostało zdominowane przez złość, która niemal natychmiast zmieniła się w smutek, wielki smutek, który zawsze widać w oczach człowieka – nawet gdy się uśmiecha. W tym przypadku zawodnik przez cały czas zachowywał całkowicie kamienną twarz i kobiecie przez myśl przemknęło, że pewnie byłby świetnym pokerzystą. Musiałby tylko nosić ciemne okulary, bo z jego oczu emocje czytało się jak z otwartej księgi. Były prawdziwym oknem na duszę.
                 Co było więc powodem smutku, który tak nagle zgasił iskrę radości? Tego też nie wiedziała. Mogła tylko zgadywać, ale przecież nie o to chodziło. Chciała bez końca móc podziwiać to, co się w nich działo, jak ciemny kolor odbijał światło, jak szybko się w nich coś pojawiało i znikało jeszcze szybciej – tak, że nie była w stanie nawet określić, co zobaczyła.
                 Nie musiała przenosić wzroku niżej, na jego usta, by zauważyć, że rozchylił wargi, jakby chciał coś powiedzieć. Nie wiedziała, co to takiego było i czy miałoby być kierowane akurat do niej, ale problem chwilę później sam się rozwiązał. Nic nie powiedział. Nawet nie poruszył ustami, żeby przekazać jej jakąś sekretną wiadomość, żeby odpowiedzieć na jej pytania i wszystko rozjaśnić. Torturował ją ciszą i pełnym tajemnic spojrzeniu. Widziała emocje, ale nie znała ich przyczyn. Wydawało jej się, że rozmawiali, ale nie używali konkretów, a ona bała się o nie zapytać.
                 W pewnym momencie w jego oczach pojawiło się coś więcej, coś jeszcze. Wydawało jej się, że był to błysk zainteresowania, jakby dopiero teraz doszło do niego, że utrzymywał z nią kontakt i niemal prowadził dialog. Uniósł brwi pytającym gestem, a kobieta odpowiedziała powoli wznosząc i opuszczając ramiona. Nie wiem. O cokolwiek chcesz zapytać – nie wiem. To ja tutaj mam całą listę problemów do rozpatrzenia, ale nie za bardzo pomagasz. Nawet do końca nie wiem, co się dzieje.
                 Zamrugał kilka razy. Miała wrażenie, że robił to po to, by spróbować uwolnić się od jej spojrzenia, by móc przenieść wzrok na jakikolwiek inny obiekt w budynku, ale chyba i on nie za bardzo wiedział, jak to zrobić. Zainteresowanie działało w obydwie strony, ale żadne z nich nie miało pojęcia, co można było z nim zrobić.
                 Nagle doszło do niej, że nie miała pojęcia, ile czasu minęło odkąd się odwróciła i zerknęła w stronę boiska. Miała nadzieję, że nie była to wieczność, bo wieczność chciała mieć dopiero przed sobą. Chciała nie musieć opuszczać hali, modliła się, by ochroniarze dali jej jeszcze trochę czasu, który zapewne pędził nieubłaganie, wywierając na niej presję. Przecież nie mogła jeszcze oderwać wzroku od tej pary tęczówek, których niesamowicie ciepły kolor dawał ukojenie, a ich głębia i złożoność emocji nie przestawała zadziwiać i interesować. Z każdym momentem odnajdywała w nich coś nowego, jakby te oczy z każdym momentem na nowo się przed nią otwierały. Ile czasu minęło? Nieskończoność i zaledwie jedna sekunda zarazem. Na szczęście kątem oka zauważyła, że całkiem spora grupa kibiców nadal stała w pobliżu boiska. Miała czas.
                 Wszystko diametralnie się zmieniło, kiedy mężczyzna poruszył się, zakłócając równowagę, która między nimi powstała. Chwilę później zrobił to ponownie. Podniósł się z ławki i z plastikową butelką w dłoni nieśpiesznym krokiem ruszył w jej stronę. Jak to? Cała harmonia, cały kontakt budowany na jednym, niezwykle długim i magicznym wręcz spojrzeniu – wszystko zniknęło. Tajemnicze brązowe oczy wraz z ich właścicielem zbliżały się w stronę kobiety, wszystko psując.
                 Prawdopodobnie był gotów wyznać jej sekrety skrywane za brązem tęczówek. Oczy były przecież od zawsze uważane za okno na duszę, ale on powiesił w nich ciemne zasłony. To on był gotowy zniszczyć całą mistyczną formę kontaktu przez nich stworzoną. Dlaczego nie zapytał blondynki, czy i ona tego chciała?
                 Fala paniki przepłynęła przez całe jej ciało, poczynając na czubku głowy, a na koniuszkach palców stóp kończąc. To uczucie sprawiło, że uświadomiła sobie, iż nie była na to gotowa. Nie chciała poznawać wszystkich tajemnic skrywanych w brunatnych, niemal czarnych teraz, czeluściach jego oczu.
                 Nie chciała. Mrugnęła szybko kilka razy, zrywając na ułamki sekund kontakt wzrokowy, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia nie oglądając się już za siebie.



_______________________________
Chciałam napisać coś głębokiego o moich ulubionych oczach, ale chyba wyszło mi z tego coś całkiem bez sensu. Takie o niczym - niby coś się dzieje, ale jednak nic konkretnego.
W każdym razie, nie za bardzo miałam pomysł, co więcej z tym zrobić, może uda mi się wymyślić później coś do tego, żeby miało jakiś sens. O ile w ogóle coś, co piszę kiedykolwiek ma sens. Ugh.