Spotkałam
go raz.
Był
jednym z przechodniów, z którymi mimowolnie wymienia się spojrzenie, a potem o
tym zapomina. O nim nie zapomniałam.
Nie
potrafiłam.
Nic nie
było w stanie wymazać z mojego umysłu widoku jego twarzy i brązowych oczu,
które przez kilka długich sekund przeszywały mnie swoim spojrzeniem. Mimowolnie
wtedy przystanęłam, nie pozwalając sobie na przerwanie tego kontaktu.
Takie
rzeczy nie zdarzają się często, a kiedy już mają miejsce, zajmują potem umysł
przez cały dzień. Albo i dłużej. W moim przypadku wspomnienie mężczyzny wracało
w zaskakujących momentach. Jego ciepłe oczy przypominały o sobie zdumiewająco
często. Na tyle, że chociaż wcale go nie znałam, zaczynałam się zastanawiać,
czy się nie zakochałam.
Nie
zakochałam się w owym mężczyźnie, tego byłam pewna. To jego oczy sprawiły, że
nie zapomniałam o nim tak, jak o dziesiątkach, a może i setkach, innych mijanych
w ciągu dnia ludzi. Nigdy wcześniej takich nie spotkałam i miałam nadzieję
więcej takich nie zobaczyć, bo obawiałam się tego, jak wielka plątanina
najróżniejszych myśli powstawała wtedy w moich myślach.
Wiedziałam,
że najprawdopodobniej miałam go więcej nie zobaczyć. Zwłaszcza, że stało się to
w miejscu, w którym nie bywałam na co dzień. Był jednym z wielu mijanych i
zapomnianych.
Później
przypominałam sobie o nim sporadycznie, ale działo się to coraz rzadziej, aż w
końcu wydawało mi się, że kompletnie o nim zapomniałam.
Do
czasu, gdy spotkałam go po raz drugi.
Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy brzmiało
w mojej głowie. Odrętwiałam.
W
zatłoczonym wagonie metra natrafiłam na zastanawiająco znajomą parę oczu. Nie
minęła sekunda, a mój organizm zorientował się, kim był właściciel brązowych
oczu dużo szybciej niż przekazał mi to mój umysł.
Stałam
jak słup soli, nie potrafiłam się poruszyć, nawet nie starałam się udawać, że
patrzyłam w innym kierunku. Nasze spojrzenia związały się na tyle, że nie byłam
w stanie zbuntować się w jakikolwiek sposób.
Los
chciał jednak, by kontakt ten został przerwany i zrobił to w sposób niesamowicie
brutalny. Nikt nie miał nic do powiedzenia, kiedy na kolejnym przystanku
dziesiątki ludzi starało się przecisnąć do wyjścia, odbierając mi widok,
którego, jak się okazało, bardzo mi brakowało.
Kiedy metro ruszyło dalej, zniknął.
Kiedy metro ruszyło dalej, zniknął.
Jednocześnie
dziękowałam wszechświatowi za ten zaskakujący zbieg okoliczności i przeklinałam
za to, że znowu musiałam o nim zapominać. Skoro nic nie zdarzało się dwa razy,
o trzech nie było mowy. Z drugiej natomiast strony cieniutki głosik z tyłu
głowy szeptał nieśmiało, że wszystko zawsze było możliwe. Że nigdy nie należało
tracić nadziei, bo jeśli coś miało się stać, to się działo.
I tak
było.
Miałam
ochotę przetrzeć oczy ze zdumienia, kiedy zauważyłam te same, bardziej mi
znajome po dwóch spotkaniach, spojrzenie skierowane prosto na mnie.
Szłam
akurat przez ścisłe centrum miasta, gdy znowu go spotkałam. Tym razem jednak
nic nie miało prawa nam przeszkodzić, nie mogłam i nie chciałam na to pozwolić.
Na
drżących nieco nogach podeszłam do niego, próbowałam nie dać po sobie poznać
tego, jak wiele emocji powoli się we mnie gotowało i wydawało mi się, że on
robił dokładnie to samo. Staliśmy w oczekiwaniu i niepewności, wpatrzeni tylko
w siebie nawzajem. Przepełnieni ekscytacją.
-
Proszę nie kazać mi czekać do kolejnego spotkania – powiedział cicho.
-
Kolejne może już nie być przypadkiem – zdobyłam się na odwagę, by mu
odpowiedzieć i na moment wstrzymując oddech, wręczyłam mu niewielką karteczkę
ze swoim numerem telefonu. - Zadbajmy o to, by nim nie było.
Szelest
przewracanej kartki papieru wyrywa mnie z zamyślenia. Znajduję się w progu
pokoju i patrzę prosto przed siebie.
Mój
wzrok spoczywa na nim. Siedzi na kanapie i od razu widzę, że całą uwagę
poświęca czytanej przez siebie książce, jakby nie widział poza nią świata. Jego
oczy ze skupieniem śledzą każdą linijkę tekstu.
Jego
oczy. Jego oczy wziąć są całkowicie inną historią. Teraz znam je na tyle
dobrze, że mogę opisać je spod zamkniętych powiek. Ich ciemny brąz wydaje się
być nieskończony. Nieskończony to
słowo, którego używam, kiedy o nich myślę, bo taka właśnie jest ich głębia. Do
tego pełne są zaskakującej wręcz mądrości. Za każdym razem, kiedy je widzę,
wydają się być nieco inne niż poprzednio i to tak bardzo mnie w nich fascynuje.
Przewraca
stronę.
Nie
widzi mnie, ale to mi nie przeszkadza, a wręcz przynosi ze sobą możliwość, by
znów móc się mu przyjrzeć. Mogę dostrzec najdrobniejszy jego ruch. Ruch, który
zazwyczaj traktowany jest jako coś naturalnego, wywołuje we mnie podziw. Widzę,
jak podnosi brew po przeczytaniu którejś linijki. Po chwili podnosi dłoń, którą
następnie przeczesuje krótkie kasztanowe włosy, by chwilę później podrapać się
po pokrytym zarostem policzku i brodzie.
Książkę
trzyma delikatnie, jakby z namaszczeniem, jakby był to największy skarb świata.
To z książek bierze się ten wyraz pełen mądrości w jego oczach.
Delikatne
światło słońca przesłoniętego przez chmury podkreśla wyraźne kości policzkowe
oraz linię nosa. Do tego tworzy delikatne cienie wąskich oprawek okularów pod
jego oczami.
Fala ciepła
przebiega przez całe moje ciało, kiedy unosi wzrok i kieruje go prosto na mnie.
Przypomina mi się wtedy historia naszego początku.
Powolnym
ruchem zamyka książkę i ostrożnie odkłada ją na stolik, po czym gestem zaprasza
mnie do siebie. Nie potrafię być nieposłuszna tym oczom, nie potrafiłam się
przeciwko nim zbuntować już na samym starcie i tak pozostało.
Jeśli
wszechświat czegoś chciał, to dążył do tego używając wszelkich metod. Czasem
zdarzało się to od razu przy pierwszym podejściu, ale czasami trzeba czekać i
pozwolić, by czas płynął. Co miało się stać, zawsze działo się prędzej czy
później.
Zajęłam
miejsce na miękkiej poduszce sofy tuż obok niego i pozwoliłam, by nasze palce
splotły się tak, jak splatały się nasze spojrzenia.
_____________________
Stwierdziłam, że to dobra data dla pisania i wstawiania wpisów o tych oczach.
Napisałam coś pierwszy raz od bardzo długiego czasu, dlatego bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo tragiczne jest to, co macie przed oczyma. Mam nadzieję, że teraz już będę mogła pisać dalej bez przeszkód i wrócić do wprawy, którą jako-tako, ale miałam. Nad tym chce mi się jedynie płakać, ale uznajmy to za bardzo kiepski początek czegoś mniej złego.
Napisałam coś pierwszy raz od bardzo długiego czasu, dlatego bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo tragiczne jest to, co macie przed oczyma. Mam nadzieję, że teraz już będę mogła pisać dalej bez przeszkód i wrócić do wprawy, którą jako-tako, ale miałam. Nad tym chce mi się jedynie płakać, ale uznajmy to za bardzo kiepski początek czegoś mniej złego.
Obiecuję, że już mam pomysł na coś mniej strasznego i nawet zaczęłam pisać, więc rada dla nas wszystkich - nie załamujmy się. Proszę.
Dodatkowa informacja - planuję zmianę nazwy bloga, bo opętani samotnością nie pasuje do wszystkiego, a właściwie nie pasuje do niczego.